Ostatni weekend lipca, czyli dni 26 i 27 były ważną datą dla każdego fana szeroko pojętej japońskiej motoryzacji, bowiem w tych dniach po raz pierwszy w Polsce odbywał się Festiwal Japońskiej Motoryzacji, okraszony mianem JAPFEST.
Organizatorzy nasze apetyty pobudzali do granic możliwości jeszcze długo przed rozpoczęciem imprezy, ukazując Nam zdjęcia samochodów jakie zostały zgłoszone do udziału w zlocie! Pomijam kwestię „rozbicia banku”, kiedy to udostępniony został harmonogram imprezy. Śmiało można więc stwierdzić, że już przed imprezą organizatorzy postawili sobie poprzeczkę bardzo wysoko, chcąc zaspokoić nasze zaostrzone apetyty…
Kiedy wreszcie nadszedł długo wyczekiwany weekend i dotarliśmy do „polskiej mekki japońskiej motoryzacji” wraz ze wzrostem bicia serca ze względu na widziane przez nas walory estetyczne w postaci japońskich samochodów, wzrastał również poziom zaskoczenia i podziwu dla organizatorów! Chociażby dla faktu otrzymania butelki wody podczas odbierania akredytacji z racji pustynnych warunków jakie towarzyszyły Nam przez dwa dni… Byliśmy po prostu w totalnym szoku, bo nigdy wcześniej z czymś takim się nie spotkaliśmy!
Skwar jaki towarzyszył Nam pierwszego dnia był tak naprawdę jedynym niesprzyjającym czynnikiem do ciągłego chodzenia po terenie toru Rakietowa. Prawdę powiedziawszy przeszedłem przez wszystkie alejki kilka razy i za każdym razem pośród tak samo ustawionych samochodów odnajdywałem kolejną perełkę, której musiałem przyjrzeć się uważniej.
Jak już mówimy o przechadzaniu się między alejkami, to warto byłoby wspomnieć o atmosferze jaka panowała na JAPFEŚCIE… Osobiście przyznać muszę, iż w życiu nie byłem na tak luźnym zlocie, gdzie atmosfera byłaby choć trochę podobna do tej rodzinnej, którą miałem okazję poczuć na własnej skórze. Dla wszystkich zgromadzonych na imprezie najważniejsza była dobra zabawa, która w zależności o upodobań była bardzo szeroko postrzegana.
Niektórzy wyszaleli się na torze po wsze czasy i upalali swoje fury niemalże od świtu do nocy (niektórzy również i w nocy…), inni korzystali z promieni słonecznych, niektórzy po raz enty podziwiali auta, a jeszcze inni chłodzili się w basenach, oczekując na dostawę smakołyków z grilla. Była też grupka, która zamiast chłodzić się w basenie, wolała do niego skakać z busa! Sądzę, że tych sposobów na dobrą zabawę było znacznie więcej, ale jedno jest pewne… Nie było osoby, która nie znalazłaby czegoś dla siebie i dobrze się nie bawiła podczas tych dwóch dni! W dodatku jedna z par postanowiła tę niesamowitą atmosferę wykorzystać do bardzo nietypowych zaręczyn. W końcu która dziewczyna po drift taxi z ekipą Prodrift odpowie przecząco na zadane przez swojego partnera słynne pytanie: „Czy zostaniesz moją żoną?”?
Jeśli chodzi o drift, to ja osobiście czułem się trochę jakbym był na jakiejś mega lajtowej pojeżdżawce typu DRIFTBASH. Niektórzy zapewne stwierdzą, że mocno wyolbrzymiam i „takie rzeczy tylko w Erze”, ale ja tak czy siak będę trzymał się swojego zdania. Tym razem nie było zbyt wielu trainów ani par drzwi w drzwi, jednak liczę, że w przyszłym roku organizatorzy pozwolą chłopakom na takie właśnie akcje! Dla mnie sam fakt, że bez względu kiedy by się nie poszło na tor, to niemalże zawsze nasza wycieczka nagradzana była jakimś ciekawym przejazdem oraz to, iż wszystkie samochody które latały bokiem naprawdę wyglądały świetnie! Bez względu czy był to typowy gruz, którym wg. Definicji chłopaków z Prodriftu może być tylko S13’tka, czy też pięknie wychuchane cacuszko, jak np. obłędna MX-5’tka Kaliego.
Na pochwałę zasługują również atrakcje jakie organizatorzy przygotowali dla wszystkich obecnych na imprezie. Rzeszę ludzi przyciągały sesje Sexy Car Wash, podczas których skąpo odziane dziewczyny z agencji Party Production w sposób bardzo „specyficzny” myły samochody uczestników. Osobiście uważam, że na pochwałę zasługuję również oprawa muzyczna jaką dało się słyszeć przez cały czas. Chłopaki zza konsoli naprawdę dawali radę i serwowali Nam mega klimatyczne kawałki, które idealnie komponowały się ze wspomnianą już atmosferą! Sama gala rozdania nagród w przeróżnych kategoriach (to również zasługuje na pochwałę – w życiu nie widziałem tylu kategorii na zlocie!) też była bardzo ciekawie przeprowadzona, a w dodatku myślę, że dyplomy w postaci płyt vinylowych to naprawdę nie lada gratka, która dodatkowo świetnie się prezentuje!
Bardzo ucieszyła mnie informacja chłopaków, odnośnie ich planów na kolejną imprezę tego typu za roku, ale z drugiej strony żałuję, że musimy czekać AŻ tyle, aby znów poczuć ten niezapomniany klimat. Jedyne co Nam pozostaje by przetrwać jakoś ten czas, to niezapomniane wspomnienia w naszych głowach, zdjęcia oraz filmy.
Po tym wszystkim pozwolę sobie stwierdzić jedno… Jestem przekonany, że każdy kto przyjechał chociaż na chwilę na Japfest nie był zawiedziony i z pewnością nie żałował ani czasu poświęconego na podróż, ani spędzonego na samym torze. Dla organizatorów należą się pokłony za organizację, pomysł i wszystko inne. Pomimo pewnych niewypałów, do których sami się przyznali robiąc swój rachunek sumienia uważam, że naprawdę spisali się na medal!
Chciałem chłopakom z Japfestu ogromnie podziękować z możliwość przybycia na event jako media, za świetną zabawę, za niezapominane wspomnienia i wszystkim, dzięki którym ten czas był tak świetnie spędzony!
Do następnego!
FOTO: Filip Flisek | Bartek Foszmanowicz
Stay tuned! Pozostawiam Was z filmem!
More from Bez kategorii
Four Door Madness #2- JZX100
Dzisiaj bierzemy na "ruszt" chyba jednego z najbardziej rozpoznawalnych, czterodrzwiowych driftcarów- Toyotę Chaser X100.Szósta generacja, bo właśnie takową jest X100, …
Paul Harrison i jego Mango (TE27)
Poznajecie tę Corolle? Jasne kto by jej nie znał. Gdy natknąłem się na nią grubo ponad dwa, a może nawet …